Brak transmisji.
Spis treści

[YouTube] Zbudowaliśmy imperium w Bitcraft

Bitcraft to jeden z najbardziej monotonnych MMORPG – nawet bardziej monotonny niż bieganie „trainów” w katakumbach w legendarnym Lineage 2 – a mimo to w zaledwie kilka dni spędziłem w nim ponad 100 godzin. Dziś opowiem o fenomenie tego MMORPG, który zaoferował kilkudziesięciu graczom w naszej polskiej wiosce alternatywne życie i sprawił, że w trakcie codziennych obowiązków nie mogliśmy się doczekać powrotu do bitcraftowej rutyny.

Dziękuję za wsparcie na wszystkich mediach, a szczególnie na ► Patronite – to dzięki Wam możemy od czasu do czasu zorganizować tak wspaniałe wirtualne przygody, które rodzą nowe relacje. Dzięki serdeczne!

Zostaw łapkę, suba i komentarz. Nawet babcię możesz pozdrowić, a i tak wpłynie to pozytywnie na nasze zasięgi.

Odtwórz film na temat bitcraft mmorpg

Czym jest Bitcraft?

Bitcraft to MMORPG inny niż większość – gra polega głównie na zbieraniu surowców i ich przetwarzaniu, a wszystko po to, by móc jeszcze szybciej zbierać jeszcze lepsze surowce i rozwijać swoją osadę (w naszym przypadku osadę Antymeta). Mechanicznie Bitcraft to wręcz prymitywna gra – klikasz, żeby coś się zbierało albo wytwarzało, i czekasz… czekasz… i czekasz. ALE… W praktyce okazuje się to absurdalnie uzależniające. Bitcraft to w końcu MMORPG, a w takie gry najprzyjemniej gra się w grupie – tak jak my to zrobiliśmy.

Zagraliśmy w nią wspólnie, w 50 osób – pięćdziesięciu graczy ścinało drzewa, grzebało w gównie i wykuwało potężne narzędzia. Byliśmy jak jeden organizm, w którym każda komórka miała istotne zadanie i w którym każdy polegał na innych, a przy tym wszyscy mieli wspólny cel – stworzyć wspaniałą, polską osadę, do której będą ciągnęli rodacy, kupcy i rzemieślnicy z całego świata Bitcrafta. Cofnijmy się jednak nieco w przeszłość…

Początki osady

Plan był prosty – założyć osadę dla kilku widzów, żeby wykroić sobie skromny kawałek mapy Bitcrafta. Dlatego nagrałem poprzedni film o Bitcrafcie, który tłumaczy założenia gry i zachęcał do wspólnej rozgrywki. (Jeśli nie wiecie, z czym to MMORPG się je, zajrzyjcie do tamtego materiału – link znajdziecie w przypiętym komentarzu.)

Pierwsze godziny po starcie serwerów minęły boleśnie: lagi, desynchronizacje, rozłączenia i kolejki. Pomyślałem sobie: „no to nieźle” – zaraz ludzie się zirytują, rzucą gierkę w pizdu i zostanie nas garstka. Ku mojemu zaskoczeniu liczba chętnych do gry jednak rosła.

Startowe miasto (Grainspire) szybko zaroiło się od nicków widzów, którzy harowali w pocie czoła. Zdobyliśmy prosty arkusz Excela od jednego z YouTuberów, w którym ładnie posegregowano potrzebne materiały. Tak zaczęła się nasza współpraca – celem było zebranie surowców do założenia wioski. Drwale zbierali drewno, kamieniarze ciosali kamień, łowcy polowali na biedne kurczaki… a ja tymczasem gadałem farmazony do kamery na streamie i łączyłem zebrane przez nich składniki w kluczowe twory. Po kilku godzinach nadszedł w końcu wyczekiwany moment – mieliśmy wszystko, żeby zbudować podwaliny naszego przyszłego imperium.

Ekspedycja

Jeszcze przed startem gry jedna z widzek rozpoczęła eksplorację i znalazła region nad oceanem. W teorii leżał on na pograniczu kilku różnych biomów (obszarów z odmienną fauną i florą), co miało zapewnić zdywersyfikowany wachlarz surowców. Zabraliśmy więc manatki ze startowego miasta i ruszyliśmy na południowy zachód.

Fart chciał, że twórcy akurat wyłączyli AI mobów (za bardzo obciążało serwery), więc szakale i inne leśne stwory oszczędziły nasze kostki i obyło się bez pogryzień. Dotarliśmy na miejsce. Miejsce okazało się malownicze: na wschodzie graniczyło z rozległą łąką pełną ogromnych bawołów i antycznych tablic, a na zachodzie z gęstym lasem. Nieco dalej wznosiły się surowe góry zamieszkane przez krwiożercze skorupiaki.

Obszar, który mogliśmy zająć, był dość niewielki, a bardzo zależało nam na dostępie do wody, więc totem wioski musiał zostać umiejscowiony bardzo precyzyjnie. Wyrównaliśmy teren – trochę pomachaliśmy łopatami – i tak oto powstała ona: Antymeta, zalążek naszej polskiej cywilizacji.

Wieś i sołtys

Nasza wieś zaczęła rozwijać się bardzo prężnie. Gdy zalogowałem się następnego dnia, niemal wszystkie stanowiska pracy dla każdej profesji były już przygotowane. Było trochę chaotycznie, ale inaczej się nie dało – dopiero się docieraliśmy we wspólnej grze.

Zostałem mianowany sołtysem i – zważywszy na to, że osada faktycznie wyglądała jak wieś – tytuł całkiem pasował. Po krótkim czasie okazało się, że łańcuchy produkcyjne są na tyle złożone, iż potrzebujemy lepszej organizacji. Tak zrodził się pomysł kontynuowania zabawy z Excelem.

Excel ewoluował przez kolejne dni, ale sam schemat działania był bardzo prosty. Każda grupa rzemieślników miała swoją zakładkę (np. Leatherworking) i reszta graczy mogła wpisywać tam swoje zamówienia – podawało się ilość potrzebnego materiału, priorytet oraz kto konkretnie czeka na realizację.

W międzyczasie nasze miasteczko znów trochę się rozrosło. Pojawiła się odrobina przestrzeni wokół stanowisk pracy i wdrożyliśmy ciekawy patent: przy każdym stanowisku stanęła skrzynia z napisem „ZAMÓWIENIA”. Każde zrealizowane zamówienie z Excela trafiało do odpowiedniej skrzyni przy danym stanowisku. Wszystko zaczęło prężnie działać.

wieś sołtys

FOMO społeczne

Ta zabawa z Excelem okazała się w ogóle interesująca, bo wpisując zamówienia, tak naprawdę sami sobie tworzyliśmy questy do wykonania. Dzięki temu sandboxowy Bitcraft zyskiwał bardziej konkretną formułę, a mniej kreatywni gracze mieli jasne, sprecyzowane cele do realizacji.

Pomimo monotonnego grindu każdy członek osady był mocno zmotywowany, bo chciał spełnić oczekiwania innych. Mamy tu prymitywny, ale znany wszystkim mechanizm, z którym zetknęliście się np. w pracy, gdy byliście młodzi i naiwni – trzeba było machnąć nadgodziny, jeśli ktoś ładnie poprosił, bo bez was robota nie ruszyłaby dalej.

W Bitcrafcie działa to dokładnie tak samo. Niektórym taki obowiązkowy zapał wkręcił się aż za mocno, a inni traktują to jako drogę do samospełnienia – czują się potrzebni i dzięki temu czerpią z MMORPGa satysfakcję. Podobny model występuje w innych grach MMORPG, np. w Lineage 2 (gdy jest się członkiem stałej drużyny) albo w Albion Online (gdy gracie tzw. sprężarką).

bitcraft miasteczko

Miasteczko

Wróćmy jednak do rozwoju naszej osady, która nadspodziewanie szybko przeistoczyła się w miasteczko liczące już prawie 30 osób. Niemal każda profesja miała już przynajmniej kilku rzemieślników, na czele których stał mistrz rzemiosła organizujący ich pracę. Tylko ja zostałem samotnym pisarzem – aż natchnęło mnie to do urządzenia sobie własnego biura na odosobnionym wzniesieniu, które niewolnicy… Szanowni widzowie pomogli mi uformować.

Moja rola jako uczonego sprowadzała się do organizowania surowców napływających od pozostałych pięciu głównych profesji (kamieniarstwa, kowalstwa, kaletnictwa, krawiectwa i stolarstwa). Spędziłem długie godziny, stojąc przy biurku, a towarzyszył mi w tym czasie fantastyczny widok krzątających się po mieście osadników. Jedni przerabiali materiały, drudzy je transportowali, a inni po prostu udawali, że coś robią, żebym się nie zorientował.

Widok tak tętniącego życiem świata gry MMORPG jest niesamowicie wciągający i satysfakcjonujący dla obserwatora. Przypuszczam, że inni członkowie ekipy odbierali to dokładnie tak samo. Trochę jak zagranie w Settlersy, tyle że każdy Settler był prawdziwym graczem!

Nastąpił kolejny przełom.

Imperium

Nasza osada nadal się rozrastała. Wkrótce obok mojej samotni powstała kuźnia, potem warsztat krawiecki, a na niższym poziomie terenu wyrosła farma wraz z przystanią dla rybaków. Uzbieraliśmy tak dużo surowców, że zdecydowaliśmy się na kolejny krok – założenie imperium pod znakiem bobra.

Przedsięwzięcie to wymagało mobilizacji rzemieślników z kilku profesji, ale uporaliśmy się z tym dość szybko. I wtedy się zaczęło…

Zaledwie kilka godzin po utworzeniu imperium dostałem masę wiadomości na priv. Do Antymety zaczęli zjeżdżać posłańcy z innych krain, którzy chcieli poznać nasze plany ekspansji.

Niedługo potem wybrałem się w daleką podróż, żeby zobaczyć, jak wyglądają stolice innych imperiów. Okazało się, że… w większości nie wyglądają. Uświadomiłem sobie, że ekonomiczny status naszej osady jest naprawdę wysoki. Do tego nie była to typowa betonoza jak wiele innych wiosek, lecz urokliwe miasteczko tętniące życiem. Łączyliśmy funkcjonalność z estetyką i wysoką aktywnością graczy. Nic dziwnego, że inni imperatorzy się nami zainteresowali.

Na szczęście dla konkurencji mechanika imperium wymaga wydawania prawdziwej kasy i oferuje głównie efekty kosmetyczne (na dodatek jest słabo rozwinięta na ten moment). Nie byliśmy zatem zbytnio zainteresowani ekspansją pod tym kątem. Zagrożenie ze strony bobrów finalnie nie nadeszło.

Kryzys wewnętrzny

Dla naszej wioski największe niebezpieczeństwo przyszło z kierunku, z którego nikt się go nie spodziewał – od wewnątrz. Rozrastaliśmy się tak szybko, że Antymeta z małej, 10-osobowej wioski zmieniła się w ponad 50-osobowe miasteczko.

Wielu nowych graczy miało problem ze zrozumieniem wypracowanego systemu. Nastawiali się na zaspokajanie własnych potrzeb – robili zadania dla pieniędzy albo tworzyli niepotrzebne wyposażenie. Materiały w naszych skrzyniach znikały w zastraszającym tempie, a postęp rozbudowy stanął w miejscu.

Żeby temu zapobiec, ograniczyliśmy rekrutację, przyjmując tylko bardziej doświadczonych zbieraczy. Najważniejsze surowce trzymaliśmy w specjalnych zagrodach, do których dostęp mieli wyłącznie uprawnieni zaufani gracze.

Organizacja pracy w tak dużej osadzie to nie lada zagwozdka, zwłaszcza że mechaniki gry wcale jej nie ułatwiały. Wyobraźcie sobie: w Bitcrafcie możecie dać komuś albo pełny dostęp do skrzyń, albo żaden. Nie da się też zamknąć określonych obszarów ani nadać komuś uprawnień do otwierania drzwi! W grze, w której logistyka jest tak istotna, brak takich podstawowych funkcji naprawdę boli. Wyzwanie organizacyjne było więc ogromne i przypuszczam, że dopóki twórcy tego nie zmienią, nie rozwiążemy do końca tych problemów. Pomijam już fakt, że większość z nas grała ze sobą pierwszy raz, więc nie zdążyliśmy się jeszcze zgrać na stopie koleżeńskiej.

Bitcraft to inny MMORPG

W niecały tydzień od premiery nabiłem w Bitcrafcie ponad 100 godzin. Gra jest dopiero we wczesnym dostępie – dość prymitywna mechanicznie i monotonna. Jednak aspekt społeczny i kooperacyjny wciąga jak totalne bagno. Nie twierdzę, że każdemu się spodoba; ciężko mi wręcz tę grę komukolwiek polecić, bo jest bardzo specyficzna. A jeśli wolicie grać solo, to tym bardziej wątpię, by Bitcraft was wciągnął. My jednak, grając razem w Antymecie, bawimy się bardzo dobrze, a miasteczko wciąż tętni życiem i się rozwija.

Doszedłem też do wniosku, że na horyzoncie majaczy inny MMORPG, który może wciągnąć równie mocno – mowa o Anvil Empires. Tam nie tylko będziemy skupiać się na zbieraniu i produkcji, ale dojdą też ogromne bitwy PvP. Będzie to coś dla graczy, którzy preferują aktywniejszą rozgrywkę.

Jeśli macie ochotę dołączyć do nas w Bitcrafcie albo w przyszłości w Anvil Empires, to śmiało wbijajcie na Discorda naszej społeczności. Dziękuję bardzo za uwagę i nie zapomnijcie zostawić kciuka w górę lub suba!

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie

Autor tego wpisu nie nadaje obecnie na żywo.

0
Chętnie poznamy Twoją opinię, dodaj swój komentarz :)x